Kiedy uwolniła się od oczekiwań, jej talent znów wziął górę.
Gra w Igę Świątek musi wiązać się z wyjątkową – i natychmiastową – presją. Wiesz, że jeśli zrobisz sobie przerwę, nawet w pierwszych dwóch lub trzech meczach meczu, możesz szybko znaleźć się po złej stronie buldożera. Nikt na żadnej trasie nie karmi swoich przeciwników taką ilością paluszków i bajgli, a nikogo nie jest tak trudno złapać, gdy stanie przed tobą i zobaczy przed sobą otwartą autostradę.
Wystarczy zapytać ostatnią ofiarę Świątka, Jessicę Pegulę. Amerykanka przystąpiła do poniedziałkowego meczu o mistrzostwo w ramach finałów WTA nie tracąc tam seta od czterech meczów. Jej konsekwencja i niezłomność dobrze jej się przydały w półhuraganowych warunkach w Cancun i przerosły ją nr 1 Aryna Sabalenka, nr 4 Elena Rybakina i nr 5 Coco Gauff.
A jeśli już, to Świątek był jeszcze lepszy. Nie straciła też seta. Rozdała bajgle mistrzyni Wimbledonu Marketie Vondrousovej i mistrzyni US Open Gauff. Niemal równie łatwo poradziła sobie z numerem 1 na świecie, Sabalenką, wygrywając półfinał 6:3, 6:2, co podtrzymało jej pogoń za numerem 1. Dodajmy do tego tytuł WTA 1000 w Pekinie, a Świątek zbliżała się do swojego ogólnie nie do pobicia poziomu gry z 2022 roku. Wątpliwości, błędy, zaskakujące porażki i nieszczęśliwe rozmowy z jej zespołem trenerskim, które wkradły się do jej gry w 2023 roku, zaczęły wychodzić na światło dzienne. Ponownie.
„Czułam, że to trochę niedorzeczne, bo ludzie przyzwyczaili się do tego, że wygrywam” – Świątek powiedziała na początku tygodnia o oczekiwaniach, które nie dawały jej spokoju w tym sezonie. „To nie jest tak, że będzie się to zdarzać cały czas. Powiedziałbym więc, że ten sezon był w pewnym sensie bardziej normalny.
W Pekinie Świątek przekonała się, że nawet jeśli nie dawała z siebie wszystko w walce o zwycięzców, wciąż miała siłę, by podyktować rajdy większości swoich przeciwników. Było to widać także w finale w Cancun.
najlepsze miejsce na zakup rakiety tenisowej
© Obrazy Getty’ego
Ale nie tak zakończył się jej sezon. Świątek zakończył mecz bezbłędnym, 6:1, 6:0 rzutem karnym przeciwko Peguli.
Objęcie prowadzenia na dobre zajęło jej niecałe 10 minut. Moment rozstania przyszedł po zagrywce Peguli przy stanie 1:2. Właśnie wtedy cięższe uderzenia Świątka w ziemię zaczęły zbierać żniwo. Rozpoczęła grę mocnym backhandem w środku pola, co spowodowało błąd. Podwyższyła 15-40 dzięki mocnej kombinacji jeden-dwa forhendy, która wymusiła kolejny błąd. Kiedy Pegula próbowała odpowiedzieć własnym, mocnym forhendem, nie trafiła.
Tak to wyglądało przez resztę drogi. Pegula popełniła tyle samo niewymuszonych błędów, 21, ile zdobyła punktów. Tymczasem Świątek zdobyła 82 procent punktów po pierwszym serwisie i miała pięć z siedmiu przełamań. Najciekawszą statystyką była jednak liczba zwycięzców Świątek: trafiła zaledwie dziewięć.
czy możesz grać sam w racquetball?
Świątek jesienią dokonał dwóch zmian, jednej filozoficznej, a raz taktycznej. Filozoficznie zmieniła swoje nastawienie do wyścigu o 1. miejsce na koniec roku; w zasadzie powiedziała, że przestała się tym przejmować. Z taktycznego punktu widzenia, po pełnej błędów porażce w Tokio, zaczęła się wycofywać i grać z mniejszym ryzykiem. W ciągu ostatniego miesiąca obie te zmiany działały na jej korzyść.
Dzięki zwycięstwu Świątek odzyskała także pierwsze miejsce w rankingu, w samą porę, aby zapewnić sobie drugi sezon z rzędu na szczycie.
© 2023 Roberta Prange’a
W Pekinie Świątek przekonała się, że nawet jeśli nie dawała z siebie wszystko w walce o zwycięzców, wciąż miała siłę, by podyktować rajdy większości swoich przeciwników. Było to widać także w finale w Cancun.
Kiedy wychodziła do ataku, Świątek utrzymywała piłkę daleko w linii bocznej. Wysyłała zwroty mocno i średnio. Nie poszła na całość, grając bekhendami po linii. I była szczęśliwa, uderzając mocnymi forehandami na korcie poprzecznym, zamiast szukać ostrzejszych, zwycięskich kątów. Pegula była w stanie dosięgnąć tych strzałów, ale nie mogła nic z nimi zrobić. Pod tym względem mecz, który Świątek wygrał w poniedziałek, przypomniał mi tzw mecz, który Novak Djokovic wygrywał w Bercy przez weekend.
Pod koniec, gdy coraz bardziej zwiększała przewagę i krążyła po korcie, jakby miała czas na rozegranie tee, poczuła się jak za dawnych czasów. Świątek odzyskała aurę. Odzyskała także pozycję numer 1 w rankingu w samą porę, aby zapewnić sobie drugi sezon z rzędu na szczycie. W końcu dostała dokładnie to, na czym, jak twierdziła, już jej nie zależało. Uwolniła się od oczekiwań wszystkich, także swoich, i pozwoliła, by jej gra znów przejęła kontrolę. Nikt nie ma tego tyle co Świątek teraz.