Skromny i optymistyczny jak zawsze mistrz Wielkiego Szlema z Filadelfii świętuje swoje stulecie.
Vic Seixas jest znany z tego, że należy do najskromniejszych sportowców-mistrzów świata. Ale nawet on musi przyznać, że tegoroczne urodziny zasługują na odrobinę dodatkowej uwagi.
błyszczące czarne tenisówki
„To coś dużego” – mówi ze śmiechem.
Rzeczywiście, duży. Potrójne cyfry duże. Pochodzący z Filadelfii kończy dziś 100 lat. Zwycięzca Wimbledonu w 1953 r. i Mistrzostw Stanów Zjednoczonych w 1954 r. Seixas jest najstarszym żyjącym mistrzem Wielkiego Szlema i najstarszym żyjącym członkiem Międzynarodowej Tenisowej Galerii Sław.
Czemu zawdzięcza swoją długowieczność? Genetyka odegrała pewną rolę; jego rodzice dożyli ponad 80 lat. Seixas wskazuje jednak również na kondycję, która była podstawą jego gry w tenisa.
Według jednego z komentatorów w latach pięćdziesiątych był „najszybszym zawodnikiem, który trafił do siatki” dzięki potężnemu serwisowi i uderzeniu. Miał prawie 30 lat, kiedy wygrał Wimbledon, a w latach 1940–1969 zagrał w Forest Hills rekordową liczbę 28 razy. Fizycznie też nie podupadł wraz z wiekiem. W 1966 roku, mając 42 lata, Seixas przegrał pierwszego seta 34-32 – tak, to są mecze, a nie punkty – z Billem Bowreyem, zawodnikiem młodszym o dwie dekady od niego. Zamiast rzucić ręcznik, Seixas wrócił i wygrał mecz, który okazał się wówczas piątym najdłuższym w historii. Opuścił obwód seniorów dopiero w 1988 roku, kiedy miał 65 lat.
„Pomaga utrzymać formę” – mówi Seixas, pokazując swój słynny talent do niedopowiedzeń.
Vic Seixas jako nastolatek, uczęszczał do William Penn Charter School w Filadelfii i na Uniwersytecie Północnej Karoliny.
Urodzony jako Elias Victor Seixas Jr. w 1923 r., jego ojciec był właścicielem firmy instalacyjnej i kochał tenis. Po drugiej stronie ulicy znajdował się klub, a Vic Jr., gdy miał 5 lat, był na jego kortach ze swoim tatą. Ale był naturalny w niemal każdej aktywności sportowej, jakiej próbował. Seixas był wysokiej klasy graczem w squasha, dołączył do drużyny koszykówki studentów pierwszego roku na Uniwersytecie Północnej Karoliny i kochał baseball. Jego pradziadek był miotaczem drużyny Phillies. Seixas miał podobne marzenia, ale okazało się, że to o jeden sport za dużo.
„Baseball i tenis odbywały się o tej samej porze roku” – mówi Seixas. „I byłem lepszy w tenisie”.
gra o tron sezon 8 odcinek 6 obejrzyj
Jako nastolatek uprawiał sport w William Penn Charter School w Filadelfii, gdzie Ed Faulkner, kapitan trzech zwycięskich drużyn Pucharu Davisa USA, trenował tenis. W wieku 17 lat Seixas odbył swój pierwszy wyjazd do Forest Hills na zawody krajowe. Ale to był rok 1940 i młodzi ludzie w całym kraju myśleli raczej o wojnie niż o tenisie.
W wieku 18 lat wstąpił do Korpusu Powietrznego i spędził trzy lata jako pilot testowy na Nowej Gwinei. Ówczesne samoloty śmigłowe zostały przetransportowane przez ocean i tam zmontowane. Zadaniem Seixasa było uniesienie ich w powietrze i upewnienie się, że potrafią latać. Dla większości z nas może to nie brzmieć jak godny pozazdroszczenia sposób spędzania czasu, ale Seixas podchodzi do tego rzeczowo.
Zapytany, czy kiedykolwiek miał bliską rozmowę w którymkolwiek z samolotów, którymi latał, znów się śmieje i odpowiada: „Od czasu do czasu coś pójdzie nie tak lub [monterzy] zapomną o czymś zrobić, ale nie było to nic nadzwyczajnego”.
„Nie mogę powiedzieć, że mi się to podobało, bo był czas wojny, ale była to dobra praca”.
Pokora jest podstawą jego budowy psychologicznej. Allen Hornblum w Vic Seixas
Jedną rzeczą, której nie obejmował opis stanowiska, był tenis. Seixas prawie nie grał przez trzy lata, a był w wieku, w którym większość świetnych graczy dokonuje ogromnych postępów w swoich grach. Zaczął to nadrabiać na Uniwersytecie Karoliny Północnej, gdzie w 1949 roku osiągnął wynik 63-3 w grze pojedynczej i zdobył wyróżnienia ogólnoamerykańskie.
W następnym roku, podczas swojego pierwszego wyjazdu na Wimbledon, dotarł do półfinału z numerem 12. Nieźle jak na inauguracyjny występ, ale Seixas wyszedł chcąc więcej.
„Czułem, że powinienem spisać się lepiej” – mówi. „Dołożyłem wszelkich starań, aby wygrać Wimbledon”.
Seixas miał styl i podejście dostosowane do śliskich i wyboistych kortów trawiastych tam i w Forest Hills.
„Moją teorią było, aby nigdy nie pozwolić piłce odbić się” – mówi. Musiałem nauczyć się grać w woleja, ponieważ cały czas byłem przy siatce.
Marzenie Seixasa o Wimbledonie spełniło się w 1953 r., kiedy jako rozstawiony z numerem 2 przetrwał w ćwierćfinale piątego seta z Lewem Hoadem 9:7, w półfinale wygrał kolejnego pięciosetowego zawodnika z innym Australijczykiem, Mervynem Rosem i pokonał niespodziankę finalista Kurt Nielsen w finale w setach prostych.
Zwycięstwo na korcie centralnym było jego „najlepszym osiągnięciem jako indywidualnego gracza”, ale w tamtych czasach Puchar Davisa znaczył tyle samo, co Wielkie Szlemy. W 1954 roku również odniósł wyjątkowy sukces w tych zawodach, współpracując z dobrym przyjacielem Tonym Trabertem, aby zwyciężyć z czterokrotnym obrońcą tytułu australijskiej drużyny w Challenge Round w Sydney. Trabert pokonał Hoada w pierwszym secie, Seixas pokonał Kena Rosewalla w drugim, a następnego dnia obaj Amerykanie ponownie pokonali ich w deblu i zdobyli puchar.
90-dniowy narzeczony online za darmo
Szczególnie satysfakcjonujące było zwycięstwo Seixasa nad Rosewallem, jego pierwsze od ośmiu prób.
„Miał niezwykle dobre uderzenia po ziemi, lob i bekhend” – mówi Seixas o Rosewallu. „Przegrałem z nim na krótko przed Pucharem Davisa i żartowałem z nim: «Nikt nigdy mnie nie pokonał osiem razy z rzędu»”.
W przeciwieństwie do Traberta, Hoada i Rosewalla, z których wszyscy przeszli na zawodowstwo w 1957 roku, Seixas pozostał amatorem i nigdy nie dołączył do torów szturmowych z początków kariery zawodowej.
„Lubiłem grać w tę grę i chodzić na turnieje” – mówi Seixas, który do 1964 roku grał w trybie singlowym w Forest Hills. „Żyło ci się bardzo dobrze. Mógłbym podróżować z żoną i mieć [opłacone] wydatki”.
Kiedy skończyły się jego amatorskie dni w tenisie, Seixas został maklerem giełdowym i pracował jako zawodowiec w Greenbrier Resort w Wirginii Zachodniej, po czym wyemigrował na zachód do Mill Valley w Północnej Kalifornii, gdzie mieszka dzisiaj, w tym samym mieście co jego córka.
Seixas nie żałuje stylu życia współczesnych profesjonalistów.
„Pieniądze przyciągają lepszych sportowców” – mówi. „Cieszę się, że chłopaki robią z tego więcej”.
sterowanie tenisem Wii
Tylko nie proś go, żeby patrzył.
„Nie podoba mi się ten rodzaj tenisa” – mówi o podstawowych rajdach, które obecnie wypełniają większość profesjonalnych meczów. „Może obejrzę, kiedy pojawi się ktoś, kto gra tak jak my”.
Seixas na US Open 2014, a ostatnio ze swoim przyjacielem Allenem Hornblumem. „Pomimo swoich słabości fizycznych jest zawsze pełen optymizmu i pozytywnego nastawienia” – mówi Hornblum. „Facet został zbudowany tak, aby patrzeć w przyszłość i iść dalej, bez względu na przeszkody”.
Seixas spędza obecnie większość czasu na wózku inwalidzkim. „Żyję” – śmieje się, opisując swój dzisiejszy stan fizyczny. Uważa się za szczęśliwego, że nie ma żadnych „poważnych problemów”.
Jego przyjaciel z Filadelfii, autor Allen Hornblum, twierdzi, że „podstawą jego budowy psychicznej jest pokora”.
„Kiedy powiedziałem mu, że na początku tego roku jadę do Barcelony, aby wziąć udział w turnieju tenisowym, powiedział, jakie to piękne miasto” – wspomina Hornblum. „Zapytałem go, czy kiedykolwiek w tym grał? Dopiero wtedy wspomniał, że wygrał inauguracyjne zawody w 1953 roku. Nigdy by o tym nie wspomniał, a tym bardziej nie przechwalał się tym, gdybym nie zapytał.
„Pomimo swoich słabości fizycznych jest zawsze optymistyczny i pozytywny. Facet był zbudowany tak, by patrzeć w przyszłość i iść dalej, bez względu na przeszkody”.
Poproszony o porównanie dzisiejszego świata do świata swojej młodości w latach czterdziestych XX wieku, Seixas wyraża optymizm. Niewielu żyje ludzi z tak szeroką perspektywą jak on.
„To był czas wojny” – mówi. „Cieszę się, że możemy dzisiaj widzieć spokój. Mamy różne problemy, ale zawsze będziemy mieć problemy. Myślę, że radzimy sobie w tym kraju całkiem nieźle.”
Weź to od wciąż skromnego i wciąż optymistycznego człowieka, który widział więcej naszej historii niż ktokolwiek z nas. Szczęśliwego stulecia, Vic.